Preorder drugiego tomu książki sekuraka: Wprowadzenie do bezpieczeństwa IT. -15% z kodem: sekurak-book
YouTuber wysłał lokalizator Apple AirTag do króla Niderlandów
Jeśli chcemy przeprowadzić wstępny rekonesans jakiejś lokalizacji, używamy do tego metod OSINT-owych, które korzystają z ogólnodostępnych informacji. Czasami jednak trzeba sobie trochę pomóc i przejść od rekonesansu pasywnego do aktywnego. O jeden krok dalej posunął się pewien niderlandzki (“holenderski” dla tych, którzy też się nie mogą przyzwyczaić ;)) YouTuber AirtagAlex, który wysyła lokalizatory do różnych zakątków świata, a ich adresaci odwdzięczają mu się zdjęciem AirTag-a w ich miejscu zamieszkania. Tym razem wysłał jeden z nich pocztą do króla Niderlandów i pokazał kilka ciekawych informacji o działalności królewskiego pałacu.
Apple AirTag to mały, zasilany bateryjnie lokalizator, korzystający z technologii Bluetooth i UWB (Ultrawide band) oraz NFC. Może on pomóc nam znaleźć np. zgubione klucze lub inny przedmiot, do którego został przyczepiony, a dzięki szczelności na poziomie IP67 jest dość odporny na wodę i pył. Nie tak dawno można było przeczytać o sprawie roweru czy elektrycznej hulajnogi, które udało się odnaleźć dzięki temu, że miały przyczepiony właśnie tego typu lokalizator. Zasada jego działania opiera się na tym, że jeśli tylko lokalizator znajdzie się w zasięgu jakiegokolwiek urządzenia Apple z sieci Find My (np iPhone’a lub iPada), jego właściciel będzie mógł uzyskać informację o jego położeniu. Oznacza to, że łatwo jest znaleźć klucze zgubione na zatłoczonej ulicy, ale w szczerym polu szanse na to spadają praktycznie do zera.
Airtag wysłany pocztą przez YouTubera dotarł najpierw do jednego pałacu, później do drugiego, ale wygląda na to, że do rąk samego króla jednak dostarczony nie został. Niemniej osoby pracujące w pałacu na pewno korzystają z urządzeń Apple, gdyż lokalizator cały czas przekazuje swoją pozycję, jeśli w pobliżu znajdują się urządzenia tej marki. Po zebraniu danych i przedstawieniu ich w formie wykresu, można wyciągnąć kilka kolejnych wniosków, np. że praca zaczyna się tam ok. 8, kończy ok. 17, a największy ruch jest w poniedziałki. Ciekawostką jest też to, że w okolicach północy pojawiają się nieliczne sygnały, co może (ale nie musi) oznaczać, że strażnicy też mają urządzenia Apple.
Ten ciekawy eksperyment pokazał z jednej strony, że łatwo jest namierzyć zgubioną lub skradzioną rzecz, nawet jeśli jest ona daleko od nas, ale z drugiej strony, że możliwości śledzenia kogokolwiek lub czegokolwiek są coraz większe.
~Krzysztof Wosiński (@SEINT_pl)
„Holenderski” jest jak najbardziej prawidłowo.
Za polskie nazwy państw odpowiada Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej, a nie parlament jakiegoś obcego kraju.
W Urzędowym wykazie nazw państw…:
„Niewłaściwe użycie nazw geograficznych zdarza się nie tylko
w Internecie i w prasie, lecz nawet w książkach i na mapach. Na przykład zamiast nazwy Holandia, która w języku polskim od XIX w. jest nazwą całego państwa, używana jest czasem nazwa Niderlandy”
i dalej „Do tradycyjnych nazw państw, które stanowią nasze dziedzictwo kulturowe i nadal powinny funkcjonować we współczesnej polszczyźnie, należą między innymi Holandia[…]”
Od 2019 już Niderlandy oficjalnie :))
https://www.theguardian.com/world/2019/oct/04/holland-the-netherlands-dutch-government-rebrand
Ale ten link mówi o angielskiej nazwie, nie polskiej. W Polsce prawidłową nazwą jest Holandia.
Przestańcie powielać tę bzdurę o „niderlandach”. To, że jacyś pseudodziennikarze i copywriterzy przepisali bez zrozumienia angielskojęzyczne artykuły, nie znaczy, że zmienił się język polski. Holendrzy są obywatelami Holandii i kropka. I potwierdza to PWN i PAN.
Niby prawda, ale ta komisja standaryzacyjna to zwykli preskryptywiści i sami też podejmują decyzję wg widzimisię. Np. niedawno przemianowali słowacki Bardiów („Zabili Janicka w Bardyjowie…”) na Bardejów. Wymuszają też Iran zamiast Persji i Eswatini zamiast Swazi. Prawdę mówiąc, jeśli ktoś nie przekręca nazw złośliwie, to powinien móc wybrać formę swobodnie. Tak samo powinno być z odmianą nazwisk — czemu mam odmieniać „Głódzia”, skoro nie mówię „gwóździa”? „Specjaliści” w rodzaju Andrzeja Markowskiego przyzwyczaili nas do chamskiego poprawiania mowy innych nawet, gdy da się mówiącego bez trudu zrozumieć.
Źródło padło?
Pewnie król uznał, że nie chce żeby cały świat widział jak służba kręci mu się po chałupie ;)
Hmm… skoro da się robić takie numery, a nie tylko używać jako breloczka do odnajdywania kluczy, to chyba wrzucę coś takiego do samochodu. Niby ostrzegają, że jeśli za długo będzie z dala od mojego telefonu, to zacznie piszczeć i wybuchnie, ale wychodzi na to, że wystarczy wywalić głośniczek i będzie cacy!
No a nie dostawali informacji że w okolicy jest airtag ?